Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chłopca, mało obeznanego z rzeczą. Matka rozgadała się bardziej niż zwykle. W tym stanie pół pijanym kto inny na mojem miejscu byłby spostrzegł niemało sprzeczności ze wszystkiem, co mówiła po trzeźwemu; ale ja wówczas jeszcze oddawałem się cały przyjemności przebywania jak najdłużej obok dwóch istot, które nazajutrz miałem utracić na zawsze. Iza była szalenie wesołą. Przy deserze wyśpiewywała jak ptaszek, śpiew przeplatując najdzikszemi projektami, które wszystkie brały źródło w jednemi „Jak będę bogata, bądę miała to, zrobię tak”, jak gdyby nie wątpiła, że będzie kiedyś bogata i bardzo bogata.
Odprowadziłem je do domu, pożegnaliśmy się: przyrzekłem im wysłać biust, rysunki, medaliony niewykończone jeszcze. Postanowiliśmy pisać do siebie, donosić o sobie wzajem. Hrabina obiecała mi postarać się o zamówienia do Cesarza Rosyjskiego, i nareszcie ucałowała mię czule. Iza także nagle, z całą naiwnością nadstawiła mi oba policzki.
— Dowidzenia, mężusiu! — powiedziała.
— Dowidzenia, żoneczko!
I ściskając mi rękę, jak gdyby naprawdę uważała się zaręczoną, znikła w alei nadbrzeża Szkolnego i czy uwierzysz kochany przyjacielu? słowa: mężusiu, żoneczko, ja uważałem na seryo i powiedziałem sobie: „Dla czegożby nie?“ I zdały mi się podobnym do osiągnięcia celem przyszłych dostat-