Strona:PL Dumas - Paulina.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w siebie, że znajdę co najwyżej kambień grobowy, na którym przed trzema dniami przyłożono pieczęć... Zadrżałem... Zdawało mi się, iż słyszę jęk jakiś...
Głos ten zamiast odjąć, przywrócił mi odwagę; postąpiłem szybko naprzód, zatrzymałem się, by pomiarkować, skąd jęk ów pochodził. Nowy jęk dał się słyszeć. Rzuciłem się naprzód, zagłębiając spojrzenie w każde podziemie; nie widziałem jednak nic, prócz kamieni grobowych, na których wyryte napisy okazywały kto w nich spoczywa. Nakoniec zbliżywszy się do ostatniego z nich, a najgłębszego, spostrzegłem siedzącą w kącie postać kobiety z załamanemi rękami, gryzącą splot włosów; przy niej na kamieniu leżał otwarty list, lampa zgaszona i opróżniona szklanka. Czy przybyłem zapóźno! czy postać ta nie żyła już?... Chciałem otworzyć drzwi; klucz nie nadawał się do nich; na odgłos jednak mych kroków kobieta zwróciła na mnie obłąkane oczy, odgarnęła konwulsyjnym ruchem włosy spadające jej na twarz i szybkiem poruszeniem podniosła się jak cień. Wydałem okrzyk przerażenia... była to Paulina.
Wówczas kobieta rzuciła się ku kracie i padła na kolana.
— Oh!, — zawołała głosem najokrutniejszej rozpaczy — wyprowadź mnie stąd! Nie widziałam nic! nic nie powiem! przysięgam na moją matkę!
— Paulino! Paulino! — wołałem ściskając przez kratę jej ręce. — Paulino! nie lękaj się, to ja jestem; przychodzę cię uwolnić... ocalić cię... wybawić!
— O! — wolała powstając — ocalić mnie przychodzisz? Oh tak, ocal mnie, ocal! Otwórz te drzwi, otwórz je natychmiast! Dopóki będą zamknięte — nie uwierzę ci. W imię Boga otwórz tę kratę!
I wstrząsnęła nię z taką siłą, jakiej nie byłbym nigdy przypuszczał w kobiecie.
— Uspokój się, uspokój! nie mam klucza od tych drzwi, ale je otworzę z pewnością, pójdę tylko po narzędzia!
— Nie opuszczaj mnie! — zawołała czepiając się przez kratę mej ręki z niesłychaną siłą — nie opuszczaj mnie, bo nie powrócisz więcej! bo cię już nie zobaczę!
— Ależ Paulino! — zawołałem zbliżając pochodnię do mej twarzy. — Czyż mnie nie poznajesz Patrz! czyż ja mógłbym cię opuścić?