Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chrześcijańskimmonarchą, tytuł ten obowiązuje do gorliwej obrony wiary.
— Otóż go macie!... — zawołał Chicot — mój kuzyn prawi jak kaznodzieja, chociaż ma rapir u boku i kołpak na głowie: to mnie teraz nie dziwi, że mnichy chcą prowadzić wojnę. Henryczku, daj pułk dla Gorenflota.
Książę udał, że nie słyszy; Henryk założył nogę na nogę, rękę oparł na kolanie a brodę na dłoni.
— Czy kościołowi zagrażają Saraceni?... — zapytał. — Albo czy czasem nie zachciało ci się tytułu króla Jerozolimskiego?
— Najjaśniejszy panie — odparł książę — ten napływ ludu, który mię witał błogosławiąc, jest nagrodą za gorliwość o wiarę. Jeszcze przy wstąpieniu na tron Waszej królewskiej mości, przedstawiłem projekt związku pomiędzy prawowiernymi panami.
— Tak, tak, pamiętam — odezwał się Chicot. — Henryczku, czy zapomniałeś o świętym Bartłomieju? jak też można zapominać o tak ważnej sprawie?
Książe odwrócił się i ze wzgardą spojrzał na Chicota, nie wiedząc nawet ile wpływu wymówione wyrazy mogły wywrzeć na króla, osobliwie po odkryciu pana de Morvilliers.
Książę Andegaweński położywszy palec na ustach, blady i nieruchomy patrzył na księcia de Guise.
Tym razem król nie spostrzegł znaków jakiemi rozmówili się książęta, ale Chicot, pod pozorem podania papierowego cacka, zbliżył się i rzekł cicho:
— Patrz na brata, Henryku.
Henryk wzniósł prędko oczy, a palec księcia Andegaweńskiego opadł natychmiast.
Henryk widział poruszenie i odgadł wszystko.