Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie mogę.
— Kiedy tak... — mówił książę z namysłem...
— Rozważ, Najjaśniejszy parnie.
Książę otarł z czoła pot, który za wymówieniem „ Najjaśniejszy“ wystąpił.
— Może mię oskarżysz?...
— Przed królem przez ciebie Mości książę strąconym; tak, bo jeżeli nowy monarcha podkopuje moje szczęście, powrócę do dawnego.
— To nikczemnie!...
— Prawda; ale ją zanadto kocham.
Książę postąpił ku panu de Monsoreau, lecz ten powściągnął go jednem spojrzeniem.
— Skoro mnie zgubisz, nic na tem Mości książę nie zyskasz — mówił — albowiem są tajemnice, które razem z trupami wypływają. Lepiej bądź, Mości książę, monarchą łaskawym, mnie zaś będzie przyjemnie, być wiernym tobie poddanym.
Książę trzaskał palcami i rwał włosy.
— Panie! uczyń łaskę dla człowieka, który tobie najwierniej służył.
Franciszek powstał.
— Czego żądasz?... — rzekł.
— Aby Wasza Królewska mość...
— Nieszczęsny! — zawołał książę — więc ja mam niebie błagać!...
— Mości książę!...
Monsoreau skłonił się.
— Mów!... — zawołał Franciszek.
— Czy mi przebaczysz, Mości książę?...
— Przebaczę.
— Potwierdzisz nasze małżeństwo?
— Potwierdzę — rzekł książę głosem stłumionym.
— I uśmiechniesz się do mojej żony, wtedy gdy