Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Monsoreau z mocą wymówił te wyrazy, ogień zapalił jego mowę i pożądany wprowadził skutek.
Franciszek zbladł, cofnął się szybko, zasunął firankę nad drzwiami i ująwszy łowczego za rękę, rzekł dobitnie:
— Dobrze, dobrze hrabio, podaj twoją prośbę, wysłucham jej.
— Będę mówił — rzekł Monsoreau uspokojony nagle — będę mówił z pokorą, jak wierny sługa Waszej książęcej mości.
Franciszek wolnym krokiem obszedł pokój, i kilka kroć spojrzał na firankę.
Sądził, że słowa pana Monsoreau wszyscy usłyszą.
— Co miałeś mówić?... — zapytał.
Mówiłem, Mości książę, że nieszczęśliwa miłość była powodem wszystkiego. Miłość, Mości książę, jest, najsilniejszą namiętnością. Zapominając o tem, że Diana podobała się Waszej książęcej mości, naraziłem się na wszystko...
Nie potępiaj mię, Mości książę. Otóż co myślałem: Wiedziałem, że jesteś młody, bogaty, szczęśliwy; wiedziałem, że jesteś pierwszy pomiędzy chrześcijańskimi pany...
Książę zrobił poruszenie.
— Wiedziałem — mówił Monsoreau do ucha księciu, że jesteś gwiazdą, którą cień, łatwy do rozproszenia, zasłania. Widziałem świetność twojej przyszłości, i porównywając wielkość twoją z drobnostką, której pragnąłem, mówiłem sobie: Zostawmy księciu świetną jego przyszłość, wielkie zamiary i cele, on czuć nie będzie ubytku jednego listka z wieńca sławy, on nie będzie wiedział, że mu jednej perełki w bogatej brakuje koronie.
— Hrabio! hrabio!... — mówił książę omamiony obrazem świetności.