Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A! to ohydne przeniewierstwo! — zawołał książę.
— Pod twemi własnemi popełnione skrzydłami — dodał dworzanin ze zwykłą sobie śmiałością.
— A! Bussy, przekonasz się, jak się mścić umiem.
— Ty Mości książę? sądzę, że nic podobnego zrobić nie możesz. Książęta nie mszczą się, lecz karzą. Wyrzucisz podłość panu de Monsoreau i ukarzesz.
— Jakim sposobem?
— Powracając szczęście pannie de Meridor.
— Naucz mnie sposobu.
— Powracając jej wolność.
— Jaśniej się wytłumacz.
— Bardzo snadnie; związek jest przymuszony, zatem nieważny. Rozwiąż małżeństwo Mości książę, a postąpisz jak na prawego człowieka i na księcia przystoi.
— A! Bussy! ty się bardzo zapalasz? cóż cię to wszystko tak mocno obchodzi?
— Ja? bynajmniej; co mię zaś obchodzi cała sprawa, nie chcę oto, aby mówiono, że Ludwik de Clermont, hrabia Bussy służy księciu przeniewierczemu.
— Dobrze; ale jak zerwać ten związek?
— Bardzo łatwo, ojcu tylko pozwolić działać.
— Baronowi de Meridor? Ależ on jest w Anjou.
— Jest w Paryżu.
— U ciebie?...
— Przeciwnie, u swojej córki. Powiedz, Mości książę, że może liczyć na ciebie, a zamiast widzieć w tobie prześladowcę i nieprzyjaciela, ujrzy obrońcę; zamiast nienawidzieć twoje imię, będzie cię uważał za anioła opiekuńczego.
— Mówią, że to potężny pan i ma wielkie znaczenie w swojej prowincji.
— Przedewszystkiem powinieneś baczyć, Mości