Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

posłyszał szczególny hałas. podobny do stłumionego śmiechu i oglądając się, szukał Chicota. albowiem sądził, że nikt, oprócz niego, nie poważyłby się śmiać w tej chwili.
Jednak nie był to śmiech Chicota, albowiem trefniś zniknął od podróży do Fontainebleau i odtąd nic o nim nie wiedziano.
Był to jeździec, który dopiero zsiadł z konia. zabryzgany błotem, przeciskał się pomiędzy dworzanami, obwiniętymi w wory pokutne.
Widząc, obracającego się króla, przystanął w środku kościoła z wyrazem uszanowania. Z ułożenia owego jeźdzca, chociaż nie ze stroju, odgadnąć było można, że należy do dworu.
Poczem postąpił kilka kroków po posadzce marmurowej, na której rzeźby wyobrażały biskupów, ukląkł przy krześle aksamitnem księcia Andegaweńskiego, zajętego więcej myślami swojemi niż modlitwą i zupełnie nie zważającego co się dzieje wokoło niego.
Posłyszawszy jednak szmer, zwrócił się i półgłosem zawołał:
— Bussy!
— Witam Waszą książęcą mość — odpowiedział dworzanin, jakby wczoraj widział się z księciem i jakby w tym czasie, nic ważnego nie zaszło.
— Co ci się stało?... — rzekł książę. — Opuściłaś mnie, nic nie mówiąc i przybywasz do Chartres oglądać koszulki Najświętszej Panny!
— Wszystko ci, Mości książę, opowiem.
— Dlaczego wcześniej nie przybyłeś?
— Widać, że nie mogłem.
— Ale co się stało od trzech tygodni, jak utknąłeś?
— O tem właśnie mam Waszej książęcej mości powiedzieć.