Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ten z Avignonu? mały, szczupły, rumiany.
— To on! — wymknęło się Chicotowi.
— Aha! to pan jego przysłałeś, jestem pewny.
— Więc przybył posłaniec! — zawołał Chicot, podnosząc się i pomuskując wąsa — opowiedz mi to panie Bernouillet.
— Rzecz bardzo prosta, jeśli tylko pan nie zrobiłeś tego figla. Może godzinę temu, właśnie przybijałem haczyk do okiennicy, słyszę tętent konia i widzę przed bramą małego człowieka.
— Pan Mikołaj czy tu mieszka?... — zapytał mię. — Wiesz pan, że się tak nazywa ten przebrzydły rojalista.
— Tak panie — odpowiedziałem.
— Powiedz mu więc, że oczekiwana osoba z Avignonu przybyła.
— Bardzo dobrze, ale muszę pana o jednej rzeczy uprzedzić.
— O jakiej?...
— Że pan Mkołaj, jak go nazywasz, umiera.
— Tem bardziej potrzeba, abyś go o mojem przybyciu uwiadomił.
— Ale trzeba panu wiedzieć, że chory ma malignę?...
— Czy tak?... — zapytał — zatem spiesz się mój panie.
— Chcesz pan koniecznie?...
— Muszę go widzieć.
— Mały człowiek gniewałIsię i mówił głosem rozkazującym; zaprowadziłem go więc do mieszkania umierającego.
— Zatem jest tam?... — zapytał Chicot, wskazując na pokój Dawida.
— Nieinaczej; ale jakie to śmieszne!...
— Zapewne.
— Zupełnie nie spodziewał się nieszczęścia.