Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z Avignonu i że go pragnie widzieć przed śmiercią.
— Patrzaj — rzekł Chicot, — wszak mówi o Avignonie!...
— Co chwila...
— Daj go katu!...
— Byłby śmiesznem, gdyby umarł.
— Zapewne; nie życzę sobie jednak, aby umarł przed przybyciem owego jegomości z Avignonu.
— Dlaczego?... czem prędzej umrze, tem prędzej nas do swojej obecności uwolni.
— Ale ja nie chcę, aby ciało i dusza razem ginęły; może ten człowiek z Avignonu ma go wyspowiadać!...
— Może to tylko gorączkowe urojenie, a on na nikogo nie czeka.
— Kto wie?... — odparł Chicot.
— Pan dobrym jesteś chrześcijaninem, — zakończył gospodarz.
— Pismo Święte naucza: za złe, płać dobrem.
Gospodarz oddalił się.
Gorenflot, wolny od zatrudnień i trosk, zaczął tyć tak okropnie, że schody trzeszczały pod nim i zdawały się być za wąskie.
Ast Dawid, ani Liga, nawet sam klasztor nie przeszły mu przez głowę, tylko wino burgundzkie znaczny odbyt miało, a gospodarz hotelu powtarzał:
— Ten gruby ojciec, to musi być żyjącym potokiem wymowy.