Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Poco ją wieziesz do Paryża!... — rzekł drugi mężczyzna, — że też na krok nie ruszysz się bez spódnicy.
— A! mój kochany Agripa — odpowiedział mężczyzna. zdający się mężem, albo kochankiem kobiety — trudno się rozdzielić z tem, co się kocha.
I spojrzał miłośnie na kobietę.
— Aż mi się coś dziwnego dzieje, gdy cię słyszę mówiącym, — odrzekł cierpko drugi mężczyzna, — alboż dla miłostek przybyłeś do Paryża! Zdaje mi się, że Bearn jest dość obszernym na sentymentalne przechadzki i że nie potrzebujesz odbywać ich po Babilonie. Powracaj, jeśli cię obchodzą miłostki, albo pomyśl mój panie o tem, co przyszłość starowi.
Chicot chciał wychylić głowę, lecz lękał się aby go nie spostrzeżono.
— Moja droga, niech on sobie gada, a ty nic na to nie zważaj. Zdaje mi się, żeby zasłabł, jak ty i mdlał jak ty, gdyby się nie wygadał.
— To przynajmniej siadaj w kolaskę, kiedy chcesz być czułym, żeby cię nie poznali na ulicy.
— Masz słuszność Agripo. Moja droga, on nic złego nie radzi, posuń się, nie mogąc cię mieć na kolanach, będę przynajmniej przy tobie.
— Będzie mi to najprzyjemniej, Najjaśniejszy panie — odpowiedziała młoda kobieta.
— Najjaśniejszy panie!... — mruknął Chicot i chcąc wychylić głowę, uderzył nią o ławkę; co ona mówi?
Tymczasem szczęśliwy kochanek wsiadł w kolaskę, a ta jęknęła pod podwójnym ciężarm.
Następnie słychać było czułe pocałunki.
— Do pioruna!... — zawołał mężczyzna, który pozostał na ulicy — człowiek zawsze jest zwierzęciem.