Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zszedłszy z okna, ukrył drabinę w żywopłocie cmentarza i przez mur, który nieco naruszył, dostał się na ulicę.
Tu dopiero odetchnął całą piersią.
Poczuwszy świeże powietrze, skierował się ku ulicy Ś-go Jakóba, skąd przybył pod „Róg obfitości“.
Na mocne i śmiałe kołatanie otworzył sam pan Klaudjusz Bonhommet.
Był to człowiek, wiedzący o tem, że każdą przysługę płacić należy i dlatego nie gniewał się, gdy go budzono w nocy.
Poznał zaraz Chicota, chociaż był przebrany.
— A! to ty, panie, witam cię.
Chicot dał mu talara.
— A brat Gorenflot? — zapytał.
Uśmiech rozjaśnił twarz oberżysty, postąpił ku gabinetowi i otworzywszy drzwi, rzekł:
— Patrzaj pan!
Brat Gorenflot chrapał swobodnie w tem samem miejscu, w którem go Chicot zostawił.
— Mój przyjacielu — pomyślał gaskończyk — dziwne rzeczy śnić ci się musiały.

ROZDZIAŁ IX.
JAK PAN DE SAINT-LUC PODRÓŻOWAŁ Z ŻONĄ,
I JAK ICH SPOTKAŁ ZNAJOMY

Nazajutrz rano, prawie o tej samej godzinie, kiedy brat Gorenflot ubierał się w habit, czytelnik mógłby ujrzeć pomiędzy Chartres i Nogent, dwóch jeźdźców, których konie rżały wesoło.
Jeźdźcy ci przybyli wczoraj do Chartres, prawie o tym samym czasie, na spienionych rumakach.
Jeden z nich padł na placu przed katedrą w chwili, gdy nabożni szli na mszę.