Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dawid skłonił się.
— Ale pod jakiemi warunkami, to wiesz kochanku — pomruknął Chicot — bądź spokojny, przysięgam ci na zwłoki świętej Genowefy, że stoisz między dwoma szubienicami, z tych zaś najpewniejsza ta, którą ja tobie gotuję.
Trzej bracia podali sobie ręce i uścisnęli siostrę, która im przyniosła habity, pozostawione w zakrystji; następnie, pomógłszy im przywdziać tajemnicze stroje, zapuściła kaptur na oczy i poszła przed nimi aż do drzwi, gdzie czekał furtjan.
Dawid szedł na ostatku, potrząsając woreczkiem z pieniędzmi.
Fuitjan zatrzasnął rygle i powróciwszy do świątyni, zgasił jedyną lampę w chórze; kościół zaległa ciemnść, która strachem przejęła Chicota.
Łoskot sandałów oddalającego się mnicha cichł powoli, wreszcie skonał.
Pięć minut, które Chicotowi wydawały się wiekiem, minęły spokojnie.
— Dobrze myślał gaskończyk — teraz zapewne wszystko skończone; odegrano trzy akty i aktorzy się rozeszli... Dosyć komedji, jak na dzisiaj.
I Chicot, który myślał noc przepędzić w kościele, dopóki widział poruszające się groby, teraz lekko otworzył drzwiczki od konfesjonału i wysunął trwożliwie nogę.
Patrząc po wszystkich kątach kościoła, widział gdzieś drabinę przeznaczoną do czyszczenia okien. Pociemku, poszedł do owego kąta, namacał ją i przystawił do jednego z okien.
Przy świetle księżyca poznał, że okno wychodziło na cmentarz skąd było wyjście na ulicę Bordelle.
Otworzył okno, i usiadłszy na murze, silnie i zręcznie przeciągnął drabinę na drugą stronę.