Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Lecz pan mi mówiłeś, że jedziemy do ojca, — rzekłam odepchnąwszy jego rękę.
— Teraz pytam pani — mówił przystając — czy chcesz przyśpieszyć zgon barona? chcesz swojej hańby? powiedz, a zawiozę cię do zamku Meridor.
— Mówiłeś pan, że działasz w imieniu mojego ojca?
— Oto dowód — rzekł hrabia — weź pani ten list i na pierwszym postoju przeczytaj. Jeżeli będziesz chciała powrócić do zamku, słowo honoru, bronić nie będę. Lecz, jeżeli liczysz się z wolą barona, jestem pewny, że nie wrócisz.
— A więc śpieszmy panie, bo chcę prędko przekonać się o prawdzie.
— Pamiętaj pani, że idziesz ze mną dobrowolnie.
— Tak, dobrowolnie, o ile być może panią swej woli dziewica, która widzi z jednej strony niesławę, a z drugiej człowieka, którego zna zaledwie. Ale mniejsza o to, idę za panem dobrowolnie; przekonaj się pan o tem, puszczając mię z konia.
Hrabia dał znak jednemu z ludzi, aby zsiadł z konia, podał mi i jechałam obok hrabiego.
— Wierzchowiec baronówny nie musi być daleko — mówił hrabia do człowieka, idącego teraz piechotą — poszukaj go, zawołaj raczej, bo jak pies słucha głosu. Znajdziesz nas w Châtre.
Zadrżałam pomimowoli.
Châtre leżało o dziesięć mil od zamku Meridor, na drodze do Paryża.
— Panie — rzekłam — towarzyszę ci, ale w Châtre, zrobimy ponownie umowę.
Pozorne posłuszeństwo nie uspakajało mnie, lecz że nie miałam możności wyboru: uchodziłam przed