Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nich z oburzeniem, z drugiej, byli wybrani i padłem w ich objęcia. Bracia moi, oto jestem pomiędzy wami.
— Amen!... — rzekł cicho Chicot.
Zbyteczna ostrożność, Chicot mógł się odezwać głośno, a jego głos nie byłby słyszany w chaosie oklasków i braw, które napełniły kaplicę.
Trzej lotaryńscy książęta znakiem uspokoili zgromadzenie, a następnie, kardynał powstał i odezwał się:
— Więc dobrowolnie książę do nas przybyłeś?
— Dobrowolnie.
— A kto Waszej książęcej mości doniósł o tem?
— Mój przyjaciel, człowiek gorliwy o religję, hrabia de Monsoreau.
— Teraz — rzekł zkolei książę do Guise, — gdy Wasza książęca mość jesteś z nami, racz powiedzieć, co myślisz uczynić dla dobra Ligi?
— Pragnę służyć rzymsko-katolickiej, apostolskiej religji — odrzekł nowonawrócony.
— Cóż u licha!... — myślał Chicot — na co się tu kryć z podobnemi rzeczami. Dlaczego nawet królowi poprostu o tem nie powiedzieć? Jemu samemuby się to podobało. Procesja, pokuty, inkwizycja, pale, zgoła, jak w Hiszpanji. Ale to wszystko nic nie pomoże. Wielką mam ochotę wyjść z konfesjonału i pokazać się księciu Andegaweńskiemu. Mów dalej kochany bracie, mów.
Książę Andegaweński, jakby posłuszny wezwaniu, zaczął:
— Ale interes religji, nie jest jedynym celem; ja przynajmniej inny jeszcze w tem widzę.
— Mów, braciszku i mnie to bardzo obchodzi — rzekł cicho Chicot.
— Jaśnie oświecony książę, słuchamy cię z naj-