Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ostrożność jest zawsze wskazana — mówił do siebie Chicot.
— Bracia — rzekł hrabia de Monsoreau. — Jego książęca mość pragnie przemówić do zgromadzenia.
— Słuchamy — odezwały się wszystkie głosy.
Trzej książęta lotaryńscy zwrócili się ku księciu Andegaweńskiemu i skłonili przed nim.
Książę Andegaweński oparłszy się o stolik, rzekł:
— Panowie, sądzę, że Bóg, który, zdaje się, nieraz nieczułym i głuchym na sprawy świata, patrzy na nas i gotuje lekarstwo na złe, jakie duma ludzka wyrządza.
Początek mowy księcia był tajemniczy i dlatego każdy czekał z naganą lub oklaskiem, aż Jego książęca mość jaśniej myśli swoje objawi.
Książę mówił dalej pewniejszym głosem:
— I ja rzuciłem oczami na świat, a nie mogąc go objąć słabem wejrzeniem, zwróciłem je na Francję, I cóż w tem królestwie ujrzałem? Religję Chrystusa zachwianą w swych posadach, prawdziwe sługi boże, wygnane i rozproszone. Zmierzyłem głębię przepaści i moja dusza, jak dusza proroka, ciężką uczuła boleść.
Szmer zadowolenia przebiegł zgromadzenie. Książę objawił sympatję dla cierpień kościoła, a to było niejako wypowiedzeniem wojny tym, którzy go udręczali.
— Wśród tego głębokiego smutku — mówił dalej książę — doszedł do mnie głos wielu szlachty, bogobojnych synów wiernych ojców, którzy pragnęli podeprzeć zachwiany ołtarz. Spojrzałem wokoło siebie i zdawało mi się, że Bóg lud swój rozdzielił na dwie części. Z jednej strony byli źli i cofnąłem się od