Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jacielami i skoro nawinie się druga sposobność, będziemy umieli skorzystać z tego, aby złych od dobrych odłączyć.
Na tę przemowę wybuchnął grzmot oklasków, a gdy powoli cichość nastała, poważny mnich, który już zadawał pytania, dał się znowu słyszeć.
— Gorliwość brata La Hurière — rzekł — będzie ceniona przez świętą Ligę jak należy.
Nowe oklaski.
La Hurière skłonił się dziękując zgromadzeniu i zszedł z mównicy.
— Ha! ha!... — mówił do siebie Chicot — teraz wszystko widzę jak na dłoni. Mało mają ufności w moim synku Henryku III-im, tem pewniej, że i pan de Mayenne tu się wcisnął.
Panowie de Guise chcą uformować państwo, nad którem panowania pragną; Henryk, wielki jako żołnierz, weźmie na siebie wojsko; gruby Mayenne opanuje mieszczan, a kardynał kościół; tak więc nie długo czekając, mój synek spostrzeże, że ma tylko szkaplerz, a z nim mogą go wpakować do jakiego klasztoru.
Ale cóż u licha zrobią z księciem Andegaweńskim?
— Bracie Gorenflot — zawołał mnich, który poprzednio przywoływał wielkiego łowczego i pana La Hurière.
Czy zajęty myślami, czy nieprzyzwyczajony do nazwiska i sukni kwestarza, Chicot nic nie odpowiedział.
— Bracie Gorenflot — powtórzył mały mniszek głosem tak piskliwym, że Chicot aż zadrżał.
— To jakiś cieniutki głosik — mruknął — miałyżby tutaj i dzieci się znajdować?