Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A więc — mówił Chicot, widząc pieniądz na dłoni swego współbiesiadnika i przypominając sobie, że furtjan oglądał ręce przybywających do opactwa mnichów — więc wchodząc, pokazujecie furtjanowi pieniądz?...
— Pokazuję i wchodzę — rzekł Gorenflot.
— Bez trudności?...
— Jak szklanka wina do mego brzucha.
I zakonnik połknął nową dozę szlachetnego napoju.
— Kiedy tak, to powinieneś wejść bez trudności.
— Dla brata Gorenflot obiedwie połowy drzwi stoją otworem.
— Będziesz miał mowę?
— Będę miał. Oto uważaj, przybywam...
— Uważam, bardzo uważam...
— Przybywam, zgromadzenie jest liczne i wyborowe: będą hrabiowie, książęta...
— Nawet książęta?.,..
— Powtarzam ci, nawet książęta... Wchodzę z pokorą między zgromadzenie wiernych...
— Zgromadzenie wiernych — powtórzył Chicot, cóżto tam za zgromadzenie?...
— Wchodzę pomiędzy wiernych — powtarzał zupełnie pijany Gorenflot — przywołują mię, zaczynam...
To mówiąc, podniósł się.
— A więc zaczynaj.
— Zaczynam — powtórzył Gorenflot, z trudnością władając językiem, lecz zaledwie postąpił krok, uderzył o róg stołu i upadł na posadzkę.
— Brawo!... — rzekł Chicot, podnosząc go i sa-