Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie tracić z oczu, albo słyszeć przynajmniej tętent ich koni.
Cała ta kompan]a, zjechawszy z drogi Fromenteau, przez pola, dostała się do Choisy, i przebywszy Sekwanę po moście Charenton, weszła przez bramę świętego Antoniego, aby się umieścić w pałacu księcia de Guise, który zdawał się na nich oczekiwać.
— Dobrze — mówił Chicot, nietylko Mayenne, ale i Guise tu się znajdują. Do tej chwili nic tu nie było zajmującego, ale teraz... czekajmy.
I czekał blisko godzinę, mimo głodu i zimna, które go szarpać zaczęły.
Nakoniec brama pałacu otwarła się, ale wyszło nie siedmiu rycerzy, tylko siedmiu zakapturzonych mnichów.
— Jakie nadspodziewane rozwiązanie!... — mówił do siebie Chicot. Pałac księcia de Guise przemienił się w jakąś świątynię, bo z niego grzesznicy wychodzą jak baranki. To coraz bardziej zajmujące...
I Chicot poszedł za mnichami, będąc pewny, że habity okrywają tych samych ludzi, których widział przedtem w płaszczach.
Mnichy przeszli Sekwanę przez most Najświętszej Panny, przybyli Cite i przez plac Maubert udali się na ulicę Ś-tej Genowefy.
— Duszyczki!... — zawołał Chicot, zdejmując kapelusz przed domem, przed którym rano się modlił. — Czy mam wrócić do Fontainebleau?... W tym wypadku nienajkrótszą obrałbym drogę.
Nie, tak daleko nie zajedziemy.
Mnichy zatrzymali się przed bramą Opactwa Ś-tej Genowefy; furtjan oglądał z uwagą ręce wchodzących i wpuszczał ich następnie.
— Ha!... — pomyślał Chicot — chcąc wejść do Opactwa, trzeba mieć czyste ręce. Zapewne będzie tam coś ważnego.