Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kogóż, krulu, nazywasz bratem? — zapytał Chicot. — Czy czasem nie Józefa Foulon opata u Ś-tej Genowefy, gdzie masz złożyć śluby?
— Bynajmniej, teraz mówię o moim bracie Franciszku.
— Prawda; ale to nie brat w Bogu; mówisz królu o Franciszku, synu Francji, z Bożej łaski księcia Brabancji, Lotaryngji, Luxemburgu, Alençons, d’Anjou, Turyngji, Berry, Evreux, Chateau-Thierry, hrabim Flandrji, Holandji, Zelandji, Perche-Montes, Meulan i Beaufort, Markizie państwa kościelnego, panu Frises i Malines, obrońcy sprawy belgijskiej, który z natury miał jeden nos, a ospa dwa mu zrobiła i na którego to zwrotkę napisałem:

Nic dziwnego, są dwa nosy;
Bo takie zrządzenie nieba,
I w tem sprawiedliwe losy —
Dwom twarzom, dwóch nosów trzeba.

Ulubieńcy króla parsknęli śmiechem, bo ksiażę Andegaweński był ich osobistym nieprzyjacielem i epigramat przeciwko księciu kazał zapomnieć przycinków, wymierzonych przeciwko nim.
Co zaś do króla, ponieważ żaden nie ugodził go pocisk, śmiał się głośno, nie oszczędzał nikogo i pieskom podawał ciastka.
Nagle nastała cichość ponura, której Chicot nie przerywał, i trwała przez kilka minut.
Gdy kolasa przesuwała się około placu Maubert, na rogu licy Noyers, Chicot wyskoczył i padł na kolana przed domem dosyć lichego pozoru.
— Ha! poganinie — zawołał król — jeżeli masz klęczeć, to uklęknij przed krzyżem na ulicy Ś-tej Genowefy.