Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gorenflot chrapał okropnie i mówił przez sen.
— Bracia moi! jaki straszny wiatr, to gnie Boży!
I znów chrapał.
Chicot zaczął przebierać mnicha.
— Brr! brr! a to zimno! Nieszczęście, winne grona nie dojrzeją tego roku.
Chicot przerwał i czekał.
— Bracia, znacie moją gorliwość — niówił mnich — znacie moje przywiązanie do kościoła i do księcia de Guise,.
— A! hultaj!... — rzekł Chicot.
— To moje zdanie — odezwał się Gorenflot, ale to pewna...
— Co pewna?... — zapytał Chicot, podnoszą mnicha aby na niego wdziać suknię.
— To pewna, że człowiek mocniejszy nuz wino; brat Gorenflot walczył z winem, jak Jakób z aniołem i pokonał wino.
Chicot wzniósł ramiona.
Poruszenie to spowodowało, że mnich otworzy jedno oko i ujrzał uśmiech Chicota.
— A! upiór!... — zawołał i zakrył twarz.
— A! pijaczyna! — rzekł Chicot, kończąc wdziewanie habitu.
— Szczęściem — mruczał mnich — zakrystjan zamknął drzwi od chóru i wiatr ustał.
— Śpij, albo nie — mówił Chicot — teraz wszystko jedno.
— Pan wysłuchał modlitwę moją — mruczał mnich — i wiatr z północy, zmienił sę w południowy.
— Amen — zakończył Chicot.
I zwinąwszy obrus i serwety na poduszkę, a nawet podłożywszy pod głowę talerze, usnął.
Biały dzień i chrapliwy głos gospodarza łające-