Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sze było, jak sądzisz, jeżeli niebezpieczeństwo było zmyślone? Baronie, jest w tem wszystkiem tajemnica, którą pewnie wyjaśnię. Biorę Boga na świadka, że gdybym był na miejscu pana de Monsoreau, gdybym ocalił twoją niewinną córkę, nie żądałbym tak drogiego okupu.
— On ją kochał — odpowiedział pan de Meridor, a zakochanym wiele wybaczyć należy.
— A ja!... — zawołał Bussy.
Zmieszany mimowolnem zapomnieniem się, Bussy wymownem spojrzeniem tylko zakończył zdanie.
Diana pojęła je może lepiej niż gdyby je wypowiedział w całości.
— A więc — rzekła rumieniąc się — pan mię pojąłeś, nieprawdaż. Tak więc, mój przyjacielu, mój bracie, wszak tych dwóch tytułów żądałeś ode mnie powiedz mi, co możesz dla mnie uczynić?
— Ale książę Andegaweński — mówił starzec lękający się piorunu, który mógł wypaść z dłoni jego książęcej mości.
— Nie jestem z liczby tych, którzy się lękają gniewu książąt — odparł młodzieniec — albo jestem w błędzie albo daremną jest twoja trwóga. Baronie, pojednam cię z księciem, który cię będzie bronił przeciwko panu de Monsoreau, sprawcy wszystkiego złego.
— Lecz skoro książę się dowie, że Diana żyje, wszystko stracone — zrobił uwagę starzec.
— Widzę — rzekł Bussy — że cokolwiek powiem, pan baron zawsze przekłada pana de Monsoreau. Nie mówmy więcej o tem, odrzuć pan moją ofiarę i odrzuć pomoc, jaką ci przynieść chciałem, a rzuć się w objęcia człowieka, który zasługuje na twoje zaufanie. Wypełniłem moją powinność, i nic więcej nie mam tu do czynienia. Żegnam pana, bądź zdrowa pani, odchodzę nic ujrzysz mię już więcej.