Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bussy uścisnął rękę lekarza.
— Wszystko? — zapytał Bussy — człowiek w żądzach jest nienasycony.
— Panie hrabio, wszystkiego się dowiem; ale trudno wymagać więcej w ciągu dnia, lub raczej w ciągu jednej nocy.

ROZDZIAŁ XII.
OJCIEC I CÓRKA

Opowiadanie lekarza uszczęśliwiło Bussego: albowiem dowiedział się, że pan de Monsoreau niechętnie jest widziany.
Przychylność młodego Remy uradowała go.
Bussy pojmował, że niema chwili do stracenia.
Tak straszne są cierpienia ojca, opłakującego śmierć dziecięcia, że godzien jest przekleństwa ten, kto może go pocieszyć, a odwleka pociechę.
Schodząc na dziedziniec, pan de Meridor zastał konia, którego dlań Bussy kazał przygotować.
Drugi koń czekał na Bussego.
Wsiedli i udali się w drogę w towarzystwie młodego lekarza.
Przybyli na ulicę Ś-go Antoniego. Pan de Meridor, który od dwudziestu lat nie był w Paryżu, znalazł stolicę bardzo zmienioną.
Pomimo podziwu, w miarę zbliżania się do celu podróży, baron był coraz smutniejszy.
Jak książę go przyjmie? jaką boleść zgotuje mu?
Spoglądał na Bussego i zapytał, dlaczego na oślep idzie za człowiekiem nieznanym, należącym do księcia, sprawcy wszystkich cierpień.
Czyż nie stosowniej byłoby lekceważyć księcia,