Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Prawda, oczekiwałam, ale nie myślałam, że to pan przyjdziesz.
Gorzki uśmiech przebiegł po ustach hrabiego.
— Któż, oprócz mnie i ojca czuwa nad całością honoru Djany de Meridor.
— Mówiłeś pan w liście, że przybywasz w imieniu ojca mojego.
— Tak pani i wiedząc, że będziesz powątpiewała, mam jego list własnoręczny.
I podał mi pismo.
Nie zapalałyśmy świec, aby lepiej widzieć w ciemności, dlatego przeszłam do mego pokoju i schylona nad kominem, wyczytałam te wyrazy.
„Moja droga Djano, pan hrabia de Monsoreau może cię wyrwać z grożącego niebezpieczeństwa. Zaufaj mu zupełnie, jako najlepszemu przyjacielowi, którego niebo nam zsyła. On ci opowie, jak pragnę, abyś zaciągnięty dług wdzięczności starała się wypłacić. O to cię prosi ojciec, nad którym miej litość.

Baron de Meridor".

Nic stanowczego nie miałam przeciwko panu de Monsoreau; wstręt, jakim mię natchnął, był raczej instynktownym, niż wyrozumowanym. Tylko śmierć łani mogłam mu zarzucić, a ta zbrodnia, jak na myśliwego, niegodną była wspomnienia.
Postąpiłam więc ku niemu.
— I cóż?... — zapytał.
— Panie, przeczytałam list mojego ojca, który mówi, że masz mię stąd wywieźć; nie wspomina przecież nic, gdzie mię zaprowadzisz?...
— Zaprowadzę panią tam, gdzie baron jej oczekuje.
— Gdzież czeka na mnie?...
— W zamku de Meridor.