Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powierzchnię wody, wytężony wzrok zdołał ją przejrzeć.
Ponieważ nic nie oznaczało czasu, nie wiedziałyśmy, która godzina, lecz zdawało nam się, że na brzegu, widać jakieś cienie.
Zbliżały się one ostrożnie, kryjąc się w zaroślach.
Zjawisko to mogłyśmy uważać za złudzenie, lecz doszło nas rżenie konia.
— To nasi przyjaciele — pomruknęła Gertruda.
— Albo książę, odpowiedziałam.
— O! książę by się nie ukrywał.
Ta uwaga przekonała mię.
Podwoiłyśmy baczność.
Jakiś mężczyzna jechał przodem, pozostawiwszy innych w ukryciu.
Zsiadł z konia, podszedł do łodzi, odwiązał ją i w milczeniu ku nam dopływał.
W miarę jak się, posuwał, wzrok mój silił się przebić ciemność.
Naprzód, zdawało mi się, że widzę wysoką postać, następnie i rysy pana de Monsoreau, nakoniec, gdy był od nas o dziesięć kroków, żadnej już nić miałam wątpliwości.
Lękałam się teraz równie pomocy, jak niebezpieczeństwa.
Milczałam przytulona do okna, tak że nie mógł mię widzieć.
Przybywszy pod mur, przywiązał łódź do pierścienia i ujrzałam w oknie głowę jego.
Nie mogłam się wstrzymać, i krzyknęłam.
— A! przebaczenia — mówił hrabia de Monsoreau — sądziłem, że pani mię oczekujesz.