Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nic, Najjaśniejszy panie — odpowiedział Saint-Luc, który dzisiaj zdawał się mieć posłannictwo niesienia pokoju — nic, bynajmniej...
— Nic to nie szkodzi, panie de Bussy — mówił Chicot, wspinając się na palcach, jak czynił król, gdy chciał dodać sobie powagi, tego jednak nie można przebaczyć...
— Przebacz Najjaśniejszy panie — odparł Bussy — byłem nieco roztargniony,
— To przez twoich paziów — mówił Chicot z niechęcią.
Rujnujesz się na paziów i naruszasz przez to nasze przywileje.
— Jakto — zapytał Bussy — który pojął, że, poddając się trefnisiowi, coś nowego wywoła. Racz Najjaśniejszy panie wyrazić się jaśniej, a jeżeli winien jestem, chętnie się upokorzę.
— Jakto!... te dzieciaki w złotej lamie — mówił Chicot wskazując palcem na paziów, a ty, szlachcic, pułkownik, Clermont, prawie książę, tylko w czarnym aksamicie!
— Najjaśniejszy panie — odrzekł Bussy zwracając się ku ulubieńcom króla; skoro żyjemy w czasach, w których dzieci chodzą jak książęta, uważam za stosowne, aby książęta ubierali się skromnie.
I oddał ulubieńcom, lśniącym od ozdób, wzgardliwy uśmiech, którym go uraczyli przed chwilą.
Henryk spojrzał się po ulubieńcach, zbladłych od gniewu i czekających jednego skinienia, aby się rzucić na Bussego.
Quelus, najwięcej porywczy, z którym gdyby nie zakaz królewski, nieraz już miałby do czynienia, dotknął rękojeści szpady.
— To do mnie i do moich mówisz zapewne?...