Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Patrzcie — zawołał Schomberg — Bussy teraz jest w przyjaźni z panem de Brissac.
— Dlaczego? — zapytał Maugiron.
— Bo Saint-Luc go broni. — Cóż u licha! alboż na tym świecie nie dosyć bronić siebie, krewnych i przyjaciół?
— Panowie! — odezwał się Saint-Luc — pan de Bussy nie jest mi krewnym, ani przyjacielem, lecz gościem!..
Król groźnie spojrzał na pana de Saint-Luc.
— Prócz tego — dodał strwożony spojrzeniem króla — ja go bynajmniej nie bronię.
Bussy z powagą zbliżał się, mając powitać króla, kiedy Chicot obrażony, że nie jemu najprzód złożono uszanowanie, zawołał:
— Ja, tu,.,. Bussy, Bussy d‘Amboise, Ludwiku de Clermont, hrabio de Bussy; jak widzę, trzeba wyliczyć wszystkie twoje tytuły, żebyś poznał, kto mówi do ciebie. — Jakto! nie poznajesz króla?... Tamten nie król, to Chicot, mój trefniś, który mię dzisiaj nadzwyczaj rozśmiesza.
Bussy, nie zważając na tę mowę, stanął przed Henrykiem, i kiedy miał się pokłonić, król rzekł:
— Panie de Bussy, czy nie słyszysz, że cię wołają?
I pośród śmiechu swych ulubieńców, tyłem się odwrócił do młodego rycerza.
Bussy zaczerwienił się z gniewu, ale miarkując wzruszenie i udając, że bierze zaprawdę dane mu ostrzeżenie, odwrócił się do Chicota.
— A! przebacz Najjaśniejszy panie — wyrzekł — są ludzie podobni do trefnisiów i nie moja wina, że twojego trefnisia wziąłem za króla.
— Hm! — mruknął Henryk — co on powiedział?