Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wał się być naczelnikiem, odpowiedział tylko: — Aspettate, co znaczy — zaczekaj.
Półkownik nie dając strasznego rozkazu, jakim groził naszemu Antonio, oddalił się, ten zaś jak posąg nieruchomy został na miejscu z wlepionémi na górę oczami. We dwie godziny wrócił Półkownik, rozdjął swą długą lunetę, naprowadził na szczyt skały, i widząc że wszystko tam było tak pusto jak przed tém, uderzył po ramieniu Antonio, który choć go był poznał po chodzie, nic odwracał się dotąd.
Antonio zadrżał, jak dłużnik, któremu przedstawią obligową kartę w chwili, kiedy on nié ma jednego feniga; wtém nagle dotykając jedną ręką ramienia półkownika, a drugą wskazując punkt jakiś na górze, z niewymowną zawołał radością: — Ao, ao, lam, tam!
— Co? rzekł półkownik patrząc przez swoję lunetę.