Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ginałem jéj rękę o sześć cali niżej taśmy od dzwoneczka...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

We dwie godziny Cherubino wrócił do hotelu Weneckiego, przebudził śpiącego jak najspokojniéj Celestyniego; ten podjął się z łóżka i zaczął przecierać sobie oczy.
— Co znaczy ta krew? rzekł Celestyni spoglądając na swojego towarzysza.
— Nic.
— A hrabina?
— Wyborna kobiéta.
— Na cóż mię u kata przebudziłeś?
— Nie mamy już ani jednego bajocco, trzeba nam przede dniem jeszcze stąd się oddalić.
Celestyni wstał. Wkrótce obaj wyszli z hotelu, nikt ani pomyślał nawet ich zatrzymywać, gdyż zazwyczaj w różnej wychodzili porze.
O pierwszéj godzinie zrana przeszli