Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do ognia. Zaledwo dziesięć upłynęło minut, Cherubino wrócił.
— No i cóż?
— Nieśmiałem.
— Dla czego?
— Spał z roztwartémi oczami i zdawało się, że patrzał na mnie.
Po krótkiéj naradzie obaj pobiegli spiesznie, gdy się zbliżyli, zwolnili kroku, późniéj szli na palczykach, nareszcie pokładli się na ziemi, i jak węże posuwali się na brzuchu — gdy tak dopełzli aż do różanego krzewu, znowu jak węże podniéśli swe głowy, wcisnęli się pomiędzy gałęzie, i ujrzeli zbójcę uśpionego w téj samej pozycyi, w jakiéj go uprzednio widzieli.
Wówczas jeden z nich przesunął się na stronę prawą, a drugi na lewą pod grotę, a gdy się zupełnie do niego zbliżyli, obaj trzymając w zębach swe noże, przyklękli. Zbójca zdawał się przebudzać, oczy je-