Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pominając że nie mógł widzieć jéj zarumienienia się skryła twarz swoję w ramiona Marso.
— Dobrze więc Blanko! Lecz musisz mię natychmiast przyjąć za męża.
Blanka zadrżała.
— Jakiż jest twój zamiar?
— Mój zamiar jest wyrwać cię od śmierci; zobaczymy czy się ośmielą gilotynować żonę republikańskiego generała.
Blanka zrozumiała jego projekta; drżała myśląc o niebezpieczeństwie na jakie się dla niéj narażał; jéj czule serce bardziéj się rozogniło; lecz znowu przyzywając swojego męztwa: To nic podobna, rzekła stanowczo.
— Nie podobna! przerwał Marso, nie podobna! oh! to już zanadto; i cóż może przeszkodzić naszemu szczęściu, kiedyś dopiéro mi wyrzekła że mię kochasz? Sądzisz więc że to są igraszki? Lecz się zastanów, posłuchaj: — śmierć niechy-