Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ah! ah! rzekł on do Marso, chcesz nas opuścić generale? lecz takeś się doskonale sprawował téj nocy, iż nie mogę ci nic odmówić; jednakże powinienem wymówić, żeś dozwolił Markizowi de Beaulieu zemknąć; dałem słowo na Sejmie, że dostawię głowę jego.
Blanka blada i drżąca z przestrachu stała jak posąg nieruchomie, Marso zakrył ją swoją osobą.
— Co przewlecze nie uciecze, mówił daléj Reprezentant, ogary republikańskie mają węch doskonały i ząbki nie lada pójdą za nim w pogoń. Oto jest pozwolenie, ze wszelką formalnością, dodał, pojedziesz kiedy ci się podobać będzie; ale pierwéj muszę zjeść z tobą śniadanie: nie mogę się rozstać z tak dzielnym jak ty mężem, nim nie wypiję za ocalenie Rzeczypospolitej i za wytępienie łotrów.
W obecném położeniu, ten znak szacunku podobał się bardzo naszym genera-