Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie mdlejącą, zbliżył się prosto do mojego pana stojącego spokojnie z załamanemi rękami. Eugieniuszu, rzekł on, nie wiedziałem że twój dóm jest jaskinią zbójców; odtąd jeżeli przyjdę, to chyba z pistoletami w ręku, rozumiesz? — Tak właśnie się spodziewam wkrótce z nim zobaczyć się, odpowiedział mój pan, gdyż jeżeli tu przyjdziesz, będę zmuszony prosić, ażebyś natychmiast wyszedł.
— »Kapitanie, rzekł Alfred, obracając się, pan nie zapomni, że mu także jestem dłużny.
— »I spodziewam się, że mi natychmiast się uiścisz, odpowiedział, gdyż ja ani na chwilę nie odstąpię pana.
— »Bardzo dobrze.
— »Zaczyna już świtać, mówił daléj P. Dumout. Staraj się pan broni, już pora.
— »Mam u siebie szpady i pistolety, odpowiedział mój pan.