Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

»Potém słyszeliśmy głos tylko panny Marji, która zdawała się prosić o coś P. Alfreda. Trwało to chwil kilka. Wkońcu posłyszeliśmy znowu głos jego: Nie Marjo, to niepodobna! czyś oszalała! ja nie jestem panem mojéj woli, — nie mogę się ożenić, zależę od familii, która mi nie pozwoli w żaden sposób. Ale jestem bogaty, i jeżeliby złoto.
— »No, co tu panie, to były słowa prawdziwie łotrowskie; kapitan to posłyszawszy tak silnie uderzył nogą, iż tylko co drzwi nie wyłamał. Panna Marja krzyknęła. Kapitan narobił hałasu na cały dóm; mój pan rzekł: Wejdźmy.
»Jak raz w samę porę.
»Kapitan Dumout gniotąc pod swojémi kolanami P.Alfreda, dusił za szyję jak indyka. Mój pan ich rozbronił.
»Pan Alfred wstał zbiedniały, z osłupiałemi oczyma, ze ściętemi zębami; ani spojrzał nawet na Pannę Marją, bezustan-