Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tałem się kapitana: powiedz pan bezogródki co chciałeś robić z pistoletami któreś nabijał? Marszcząc brew swoję, odpowiedział: jeden był dla tego nikczemnika, któremu Bóg przebacza; ale ja nie przebaczam.
»Ja rzekłem: ot prawdziwy ojciec dzieci.
— »A drugi dla mnie.
— Na szczęście los zdarzył inaczéj, odpowiedziałem.
— Jeszcze to nie koniec, rzekł, lecz powiedz mi jakim sposobem twój pan, ten zacny młodzieniec, ocalił moję biédną Marją?
»Opowiedziałem mu wszystko; biédny starzec płakał wówczas ciągle, jak dziécko.... I kamień nawetby rozmiękł widząc tego starego żołnierza płaczącego, nawet nasz woźnica, rzekł: porzuć pan tę dziecinadę, bo dalibóg ja nie widzę jak kierować konia, gdyby to szlachetne zwierzę nie miało więcéj rozumu aniżeli my wszy-