Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jących zbytek wobec nędzy, i, stosując się do rozkazu dziś rano opublikowanego, odprowadzi panią z pewnością do komisarza policji.
— Nie chcę, nie chcę, to się stać nie powinno!... — zawołała młodsza dama.
— A zatem — dodał oficer z uśmiechem, — korzystajcie panie z mojej pomocy i uciekajcie...
Nie było czasu na tłomaczenia.
— Podaj nam rękę i prowadź nas do pierwszego lepszego powozu publicznego — powiedziała starsza rozkazująco — a ty, Weber, ratuj Belusa, jeżeli możesz, a nadewszystko siebie samego.
— A jak kabrjolet rozbiją?...
— Niech rozbiją, mniejsza o to!...
— Dobrze, proszę pani — odpowiedział Weber.
Jednocześnie podciął konia, który zaczął rzucać się na wszystkie strony i tratować napastników kopytami.
Podniósł się krzyk i zamieszanie nie do opisania.
— Proszę o rękę, panie oficerze — powiedziała starsza dama — chodź — dodała zwracając się do Andrei.
— A to mi chwat kobieta — mruknął wojskowy i podał ramię, patrząc z uwielbieniem na piękną damę.
W kilka minut doprowadził kobiety na sąsiedni plac, gdzie stały fiakry.