Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/426

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O! panie, wyświadczyłeś mi ongi taką przysługę...
— Przyjrzyj mi się pan — przerwał Balsamo — wszak nie zestarzałem się ani odrobiny i jestem najlepszym dowodem skuteczności eliksiru życia?
— Przyznaję, panie, lecz nie dziwi mnie to wcale, wszak jesteś człowiekiem wyjątkowym, doskonalszym od zwykłych śmiertelników, ty, który rozrzucasz hojnie złoto... obdarzasz zdrowiem...
— Nie przeczę, że zdrowia mocen jestem udzielić, lecz rozrzucać złoto!... o nie, nie, nigdy!
— Czy już nie fabrykuje pan złota?
— Nie, Eminencjo.
— Dlaczegóż to?
— Ponieważ zgubiłem ostatnią cząstkę ingredjencji nieodzownej, którą od mistrza mojego, mędrca Althotasa dostałem wtedy, gdy wyjeżdżał z Egiptu. Jedyna to rzecz, na którą nie posiadałem nigdy recepty.
— Czy mistrz pański dla siebie ją zachował?
— Nie... czyli tak; zachował dla siebie, ponieważ zabrał tajemnicę do grobu.
— Czemuż nie przedłużyłeś życia człowiekowi temu, posiadaczowi jedynemu tajemnicy nieodzownej, a sobie zachowałeś życie i młodość wiekuistą, jak sam powiadasz?
— Potrafię ja walczyć z chorobą, goić rany śmiertelne, lecz władza moja ustaje, gdy nieprzewidziany wypadek sprowadzi zgon, a do tego w mojej nieobecności.
— Więc to wskutek wypadku skończył życie Althotas?
— Sądziłem, że wiesz o tem, Eminencjo; wiedziałeś przecież o mojej śmierci?
— A! przypominam sobie... ten pożar przy ulicy SaintClaude, po którym przepadłeś bez wieści...
— Tak, ten sam, w którym Althotas zginął jedynie, a raczej mędrzec, życiem znużony, zapragnął umrzeć nareszcie.
— To niepojęte doprawdy!
— Owszem, bardzo naturalne. Mnie samemu ze sto razy przychodziła do głowy myśl podobna...
— A jednak nie miałeś pan odwagi...
— Ponieważ wybrałem dla siebie wiek średni; wiek, graniczący z młodością. Zdrowie silne, namiętności go-