Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dalej, dalej — ciągnął Beausire — pod kluczem oczekiwać będziesz wyroku.
— Litości! — prosił jeszcze naczelnik.
— Sprawiaj się cicho — rzekł Beausire do Manoëla, który dusił naczelnika — strzeż się, bo Ducorneau usłyszy.
— Zadenuncjuję was wszystkich, jeśli mnie nie uwolnicie.
— A ja cię zaduszę — rzekł Manoël wściekły, ciągnąc mniemanego lokaja do pokoju sąsiedniego.
— Wypraw gdziekolwiek pana Ducorneau — szepnął na ucho Beausirowi.
Nie trzeba mu było tego powtarzać, przebiegł szybko pokój ambasadora, gdy ten ostatni zamykał w kozie naczelnika.
Chwila upłynęła... Beausire nie powracał.
Don Manoël, czując się sam w pobliżu kasy, powziął myśl zabrania pieniędzy i ratowania się ucieczką oknem, na co tak wprawny złodziej nie potrzebował dużo czasu. Wyliczył sobie, że Beausire wróci dopiero za pięć minut.
Rzucił się do drzwi pokoju z kasą, lecz zastał je zamknięte, nie uląkł się jednak tej przeszkody.
— Beausire mi nie dowierza — myślał — ponieważ posiadam klucz od kasy; zamknął więc pokój.
Dobył szpady i podważył zamek. Przyskoczył do kasy i wydał okrzyk przerażający.
Kasa świeciła pustkami!
Beausire, posiadając drugi klucz, wszedł drzwiami przeciwnemi i świsnął pieniądze.
Manoël jak szalony pobiegł do odźwiernego, który o niczem nie wiedział.
Beausire wyprzedził go o pięć minut.
Manoël wielkim głosem poruszył dom cały, zbiegli się wszyscy stowarzyszeni, nawet uwolniony z kozy naczelnik.
Rzucili się na don Manoëla, wymyślając mu i grożąc, że to on sam wyprawił Beausira z pieniędzmi, aby się z nim podzielić kradzieżą.
Nie ukrywali się już złoczyńcy, głośno wyrzucając swoje sprawki, a pan Ducorneau nie mógł pojąć, z jakimi ludźmi ma do czynienia. O mało nie zemdlał nieborak, wi-