Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sprzeniewierzył się prawowiernym, niewierność ta może im być wynagrodzoną. Dalejże, stawiaj, drogi kawalerze.
— Dziękuję!... — sucho odezwał się Beausire — skoro każdy pozostaje przy swojem, ja także, co moje, dla siebie zachowam.
— Co ty gadasz, u djabła — szepnął mu jeden z grających.
— Wkrótce wytłumaczę się jaśniej i zrozumiecie mnie.
— No grajże — odezwał się bankier.
— Postaw pan choć luidora — rzekła jedna z dam, głaszcząc Beausir‘a po ramieniu, aby tem samem być jak najbliżej jego kieszonki.
— Ja tylko gram o miljony — odparł wyniośle Beausire — nie pojmuję takiej gry, jak tutaj, o nędzne luidory... Ja gram o miljony!... Dalejże, panowie z Pot-de-Fer! precz ze stawką na luidory!... Na miljony, miljony!...
Beausire znajdował się w jednej z takich chwil uniesienia, które wyprowadzają człowieka poza granice zdrowego rozsądku. Szał jakiś niebezpieczny upajał go więcej, niż wino. Nagle dostał takie kopnięcie ztyłu, że zamilkł odrazu. Odwrócił się szybko i ujrzał dużą twarz oliwkową, kościstą i pokiereszowaną, z oczami czarnemi, błyszczącemi, jak dwa rozżarzone węgle.
— Portugalczyk!.. — zawołał Beausire, osłupiały na widok człowieka, który go tak zaczepił na powitanie.
— Portugalczyk!... — powtórzyły damy, opuszczając Beausir‘a, aby umizgać się do nowoprzybyłego.
Portugalczyk ów był pieszczoszkiem tych pań, bo, choć nie mówił po francusku, zawsze przynosił im łakocie, zawinięte nieraz w bilety bankowe, wartości co najmniej pięćdziesięciu liwrów. Beausire znał go, jako jednego ze stowarzyszonych. Zawsze przegrywał do uczęszczających do szulerni. Stawiał zwykle po sto luidorów tygodniowo, i pieniądze te zabierano mu jak najregularniej. Był wędką w ręku stowarzyszonych. Bo kiedy i obcym pozwalał się obierać ze złotych piórek, inni gracze, stowarzyszeni, tem bezpieczniej ogrywać mogli z pieniędzy postronnych gości. Stowarzyszeni zatem uważali go za człowieka pożytecznego, a gościa przyjemnego. Beausire uczuwał dlań mimowolne uszanowanie, jakie się ma często dla nieznajomych, choćby się im nawet trochę nie ufało. Dostawszy więc owo kopnięcie nogą od Portugalczyka, Beausire za-