Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przed przejściem do drugiej sali, oglądały z wielkiem zajęciem aparat ze wszystkiemi jego przyborami.
Zaledwie Joanna ujrzała twarz starszej, wydała okrzyk zdziwienia.
— Co to znaczy? — zapytała dama.
Joanna zdjęła szybko maskę i dobyła z kieszeni pudełeczko z minjaturą.
— Panie — rzekła — zostawiłyście to u mnie.
— Choćby tak jednakże było — powiedziała starsza — to pocóż takie wzruszenie?...
— Wzruszona jestem niebezpieczeństwem, jakie zagraża Waszej Królewskiej Mości.
— Wytłómacz się pani jaśniej.
— Nie prędzej, aż Wasza Królewska Mość raczy włożyć tę maskę.
I podała maskę swoją królowej, która wahała się chwilę jeszcze, sądząc, że pod swym kapturkiem zabezpieczona jest dostatecznie.
— Przez litość!... — zawołała pani de la Motte, — niema chwili do stracenia.
— Niechaj pani raczy zgodzić się na to — szepnęła królowej towarzysząca jej dama.
Marja Antonina machinalnie włożyła maskę.
— A teraz, chodźcie panie, chodźcie, — rzekła Joanna.
I tak szybko wyszła z niemi, że nie zatrzymały się aż u drzwi, na ulicę prowadzących, u których znalazły się w przeciągu kilku sekund.
— Cóż to jednakże ma znaczyć? — zapytała królowa, odetchnąwszy swobodniej.
— Czy Wasza Królewska Mość przez nikogo nie była widziana?
— Tak sądzę.
— Tem lepiej.
— Wytłómacz się pani jednakże, nakoniec?
— Będę miała zaszczyt powiedzieć wszystko Waszej Królewskiej Mości, jeżeli udzielić mi raczysz godzinę posłuchania. Rzecz w kilku słowach streścić się nie uda, a tymczasem Wasza Królewska Mość łatwo może być poznana.
Dostrzegłszy zaś w królowej pewne oznaki zniecierpliwienia, dodała:
— O! pani — rzekła, zwracając się do księżnej de Lam-