Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ubożuchnej ulicy. Czekała. Zegar wydzwonił dziewiątą, dziesiątą, jedenastą nareszcie, i nikt nie przybył, ani piechotą, ani powozem. Nareszcie i północ wybiła na zegarze pobliskiego klasztoru. Nic i nic — ani prałata, ani powozu.. Świece gasnąć zaczynały, niektóre z nich pokryły powłoką przejrzystą profilki z miedzi złoconej. Ogień przeistoczył się w zarzewie, następnie w popioły. W pokojach panował upał afrykański.
Stara Klotylda mruczała niezadowolona, bo świeży czepiec, przywdziany na tę uroczystość, ucierpiał silnie podczas tego, gdy, czekając w przedpokoju, zdrzemnęła się pomimowoli. Kokardy nie wyszły z tej próby zwycięsko, przysmaliły się fatalnie od płomieni świecy. O pół do pierwszej Joanna, wściekła, zerwała się z fotela i po raz setny tego wieczora poszła otworzyć okno i zapuścić wzrok w głęboką ciemność ulicy. W całej dzielnicy panowała cisza, jakby przed stworzeniem świata. Kazała się rozebrać, odmówiła kolacji i... odprawiła służącą, bo jej pytani) drażnić ją zaczynały. Sama jedna, wśród jedwabiów, pod pięknemi kotarami, w wykwintnem łóżku, nie lepiej spali niż nocy poprzedniej, bo wtedy niepokój jej był o wiek szczęśliwszym: powstawał z nadziei. Jednak po długich udręczeniach i buntach przeciw losowi, znalazła coś m usprawiedliwienie kardynała.
Po pierwsze: był kardynałem i wielkim jałmużnikiem, miał więc tysiące spraw nagłych, ważniejszych z pewnością, aniżeli wizyta przy ulicy św. Klaudjusza.
Po drugie, nie zna on jeszcze przecież milutkiej hrabiny de la Motte Walezjanki. Wymówka ta, bardzo była dla pani Joanny pocieszająca. O! byłaby wtedy dopiero z pewnością niepocieszona, gdyby pan de Rohan, po pierwsze; wizycie, nie dotrzymał jej słowa.