Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/990

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

których, widzieliśmy zgromadzonych w dziedzińcu prefektury, oczekujących na ostatnie rozkazy pana Jackala.
W chwili, gdy żołnierze zbliżyli się do trumny z bagnetami w ręku, ze dwudziestu ludzi w pierwszym przystępie szlachetności, rzuciło się między nich i uczniów szkoły Szalońskiej, którzy nieśli ciało.
Oficer zapytany, czy będzie miał serce użyć bagnetów, przeciw młodzieńcom, których jedyną winą jest, że chcą oddać cześć swemu dobroczyńcy, odpowiedział, że rozkaz, który otrzymał od komisarza policji jest wyraźnym i że nie myśli narażać się na dymisję. Z kolei tylko i po raz ostatni sam ich wezwał, ażeby się rozeszli i kazał im trumnę postawić na ziemi.
— Nie róbcie tego! nie słuchajcie! wołano ze wszystkich stron. My was będziemy bronić!...
Studenci rzeczywiście zdawali się raczej chcieć narażać na wszystko, niż ustąpić.
Oficer wydał rozkaz swym ludziom, ażeby szli dalej; bagnety na chwilę wzniesione znów się opuściły.
— Śmierć komisarzowi! śmierć oficerowi! ryknął tłum.
Człowiek czarno ubrany podniósł rękę, dało się słyszeć świśnięcie tłuczka i ktoś uderzony w skroń, padł krwią oblany.
— Zabijają! krzyczał tłum, zabijają!
Jak gdyby oczekiwali tylko na ten okrzyk, dwieście do trzystu agentów wydobyło z pod surdutów tłuczki.
Wojna została wypowiedzianą. Ci, co mieli kije, podnieśli je, ci co mieli noże, dobyli z kieszeni.
Rozruch dobrze podpalony, jak mówią w języku policyjnym, wybuchnął w całej okazałości.
Jan Byk, człowiek krwisty, to jest powodujący się pierwszym popędem, zapomniał niemych zaleceń Salvatora.
— Ha! ha! rzekł, puszczając Fifinę i plując w ręce, zdaje mi się, że będzie gorąco.
I jakby dla wypróbowania sił, wziął za bary pierwszego lepszego agenta jakiego znalazł pod ręką i gotował się rzucić go gdziebądź.
— Na pomoc! na pomoc, przyjaciele! krzyczał agent głosem, który cichł coraz bardziej pod ciśnieniem żelaznych rąk Jana Byka.
Brin d’Acier usłyszał ten okrzyk i ślizgając się jak żmija między tłumem, podszedł z tyłu i już zamierzał się