Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/979

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gibassier ocknął się i potrząsł głową.
— Co? co? odezwał się.
Carmagnole powtórzył pytanie.
— Rzeczywiście, ciągnął Gibassier, pewna rzecz, dziwi mnie, mój przyjacielu.
— Do kata! a toż zaszczyt wielki! dziwi, i to ciebie?
— A więc zajmuje, jeśli tak lepiej.
— Gdybym mógł usunąć ową pracę twego mózgu, uważałbym się za szczęśliwego, powiedz o co chodzi?
— Naczelnik zawiadomił mnie, iż człowieka tego znajdę w kościele Wniebowzięcia, u trzeciej kolumny na lewo.
— Na lewo... tak.
— Rozmawiającego z mnichem...
— Z własnym synem, księdzem Dominikiem.
Gibassier, spoglądając na Carmagnola tym samym wzrokiem, jak na pana Jackala poprzednio, wyrzekł:
— Otóż to, czułem się silnym, a widzę, że grubą popełniłem omyłkę.
— Zkąd i po co taka pokora? zapytał Carmagnole.
Gibassier namyślał się, oczami ostrowidza przebić pragnął otaczające mózg jego ciemnie, aż w końcu rzekł:
— Znajduję w tem jedną wskazówkę nader doniosłą.
— Jakąż to?
— Albo, jeśli mam prawdę powiedzieć, napełnia mnie ona podziwem.
— Dla kogo?
— Dla pana Jackala.
Carmagnole odkrył głowę, jak herszt linoskoków, kiedy wspomina o miejscowym panu merze i władzach ustanowionych.
— I cóż to za wskazówka? spytał.
— O filarze owym właśnie i o mnichu. Pan Jackal może znać przeszłość i teraźniejszość przypuszczam... lecz, żeby miał zgadywać przyszłość, to już przechodzi mój rozum, Carmagnola.
Carmagnole zaśmiał się ukazując śnieżne zęby.
— A jak tłómaczysz tę jego wiedzę ubiegłych i obecnych czasów? zapytał.
— Jeśli odgadł, że Sarranti znajdzie się w kościele, to dla tego, iż zrozumiał uczucie, które w chwili niebezpieczeństwa zwraca duszę ludzką ku niebu; jeżeli wiedział