Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/972

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dostał się w korytarz z prawej strony i stanął nareszcie u drzwi pana Jackala.
Woźny poznawszy nie Gibassiera ale policjanta, natychmiast otworzył drzwi.
— Cóż ty robisz, głupcze? rzekł pan Jackal. Czy nie powiedziałem, że nie masz wpuszczać nikogo, tylko Gibassiera?
— Otóż jestem, drogi panie Jackal! zawołał Gibassier, i zwróciwszy się do policjanta, dodał: mnie tylko pozwolił wejść, słyszałeś? Był tylko dla mnie.
Policjant musiał się złapać oburącz za głowę, ażeby nie upaść na kolana.
— No, rzekł Gibassier, pójdź za mną: przyrzekłem ci być łaskawym i dotrzymam obietnicy.
I wszedł do pana Jackala.
— Więc to ty! Gibassier? odezwał się naczelnik, na wszelki wypadek dałem woźnemu twoje nazwisko...
— Dumnym czyni mnie ta pamięć.
— Porzuciłeś więc zdobycz twoją? zapytał pan Jackal.
— Niestety! ona sama wymknęła się z rąk moich.
Pan Jackal zmarszczył brwi surowo.
Galernik zaś trącił łokciem policjanta, jak gdyby chciał mówić: „widzisz w jak ciasny kąt zapakowałeś mnie, niezdaro!“ A zwróciwszy się do badającego, przemówił, wskazując na towarzysza:
— Panie, zapytaj tego człowieka!
Jackal spojrzał i rzekł:
— A! to ty jesteś Pourichonie; zbliż-no się i powiedz w czem zawiniłeś, że rozkazy moje nie zostały wykonane?
Zapytany spostrzegł, iż żartować w tej chwili nie wolno, a tem mniej kłamać, powiedział przeto całą prawdę.
— Osłem jesteś! zawołał urzędnik do policjanta.
— Co właśnie miałem już zaszczyt słyszeć od pana hrabiego Galeroni z Tulonu, odpowiedział policjant z głęboką skruchą.
Pan Jackal starał się odgadnąć coby to była za znakomita osobistość, która uprzedziła go w zdaniu o Fourichonie, tak doskonale harmonizującem z jego własną opinią.
— To ja, rzekł Gibassier kłaniając się.
— Aha! doskonale, doskonale, rzekł pan Jackal. Przerobiłeś sobie szlachectwo?