Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/968

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dliwości, potem wątpić zaczął, nareszcie przekonany był, iż spełnił kapitalne głupstwo.
Gniew pana Jackala, jakim straszył go pojmany, przerażał go okrutnie, z czego wynikło, iż pomału ramię policjanta wolniało, lecz Gibassier, widząc o co chodzi, udał, że niedomyśla się przyczyny, a policjant wystraszony poczuł, że im bardziej obluźniał więzy, tem silniej podejrzany tulił go do siebie. Teraz musiał już zrozumieć, iż uchwycił winowajcę, który sam zaprowadzić go pragnie do prefektury.
— Co to będzie, do kata! pomyślał w duchu, naczelnik spiorunuje mnie lub odprawi! i zatrzymał się dla chwili namysłu, oglądając nieznajomego od stóp do głów.
Spostrzegłszy zaś, iż ze swej strony mniemany winowajca ogląda go z miną drwiącą, coraz większy niepokój budził się w urzędniku.
— Panie! odezwał się, znaną ci jest bezwątpienia surowość przepisów i obowiązków naszych. Powiadają nam: „Zatrzymaj!“ więc chwytamy, z czego wynika i wyniknąć muszą niejednokrotnie opłakane pomyłki. Prawda, że najczęściej trafiamy na rzeczywistych zbrodniarzy, lecz zdarza się też czasem błąd, co do osobistości.
— Tak sądzisz? pytał Gibassier z szyderczym uśmiechem.
— Chwytamy nawet bardzo uczciwych ludzi, dodał sługa sprawiedliwości.
Gibassier spojrzał znacząco, jak gdyby chciał powiedzieć: „Otóż właśnie ja tu jestem próbką żywą takiego poczciwca.“ Powaga owego spojrzenia, ostatecznie zbiła z tropu policjanta, tonem więc najwyszukańszej grzeczności wyrzekł:
— Obawiam się, panie, czy podobna pomyłka nie stała się w tym wypadku mianowicie.
— Hę! co to ma znaczyć?
— Chciałem powiedzieć, że zatrzymałem uczciwego człowieka.
— Aja znów myślę do licha! że strach siadł ci na grzbiecie, odpowiedział galernik spoglądając na policjanta oczym a surowemi.
— A! panie! wziąłem cię zrazu za osobistość dwuznaczną, obecnie widzę, że jesteś pan naszym... a że czas jeszcze naprawić omyłkę...
— Nie, panie, zapóźno! bo dzięki tej pomyłce, człowiek,