Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go zachęcić obecnością, nie opuści zakładu aż po skonczonym tańcu.
Justyn ścisnął rękę nauczyciela, kazał sobie podać kontrabas i stanął w orkiestrze z wielkiem zdumieniem widzów, którzy o mało nie wygwizdawszy go przy wejściu, teraz gotowi byli dać mu oklaski.
Orkiestra ta, jeżeli wolno dać taką pretensjonalną nazwę ośmiu głuchym rzempolącym piekielne kadryle, przy brzęku których tańcowało ze trzystu lub czterystu bywalców knajpowych, orkiestra ta była obrazem godnym pędzla malarza obyczajowego.
Stojący w niej młody i poważny Justyn, wyglądał na artystę-męczennika, grającego z powrozem na szyi, ku uciesze ludu pogańskiego.
Twarz jego, oświetlona kinkietami zawieszonemi nad głową, uwydatniała się w całym swym wyrazie.
Justyn wcale nie był pięknym, biedny chłopak! ale czuć było, że cierpienie nadające barwę całej jego fizjognomji, stanowiło rzeczywistą, a raczej jedyną przyczynę szpecącą twarz jego.
Niechby tylko światełko najmniejszej radości przeszło po tem czole, niechby czyste uczucie szczęścia lub przyjemności błysnęło w oczach, niechby uśmiech otworzył te usta, a niezawodnie twarz jego nie będąc piękną, miałaby jednak wyraz anielskiej słodyczy i rzadkiej dystynkcji.
Trzymając oburącz kontrabas, dwa razy tak wielki jak jego wiolonczela, z długiemi włosami płowemi, które opadały na czoło ilekroć takt był śpieszniejszy, z wielkiemi, niebieskiemi oczyma, z cierpieniem rozlanem w całej postaci, musiał niezawodnie budzić głębokie zajęcie i mocną sympatję, w każdym co widział go w tej chwili.
Po kontredansie, dyrektor orkiestry powinszował mu, a tancerze i tancerki klasnęły w ręce.
Poczciwy stary nauczyciel nie posiadał się z radości; on także klaskał i drżał ze wzruszenia.
O godzinie jedenastej Justyn zapytał się jak długo zwykła trwać zabawa. Odpowiedziano: Czasami do drugiej.
Wtedy dał znak poczciwemu Millerowi. Chodziło o zawiadomienie matki i siostry, które musiały być w śmiertelnym niepokoju; Justyn nigdy w życiu nie bawił za domem dłużej, jak do godziny dziesiątej.