Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/850

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I wyszedł.
Zaraz weszła kobieta. Podała mi wieczerzę; powiedziałam ażeby postawiła w moim pokoju, na wypadek, gdyby mi się jeść zachciało. Ani myślałam o posiłku, ale miałam pewną nadzieję, która się urzeczywistniła. Przy deserze podano nożyki do obierania owoców. Wybrałam klingę cienką i ostrą: byłam już w połowie ocaloną. Nie wiedząc, jakie mogą być tajemnice wnijścia do tego pokoju, nie zamykałam żadnych drzwi. Postanowiłam nie kłaść się wcale, a gdyby mi się spać chciało, usnąć przy ognisku w wielkim fotelu. Ukryłam nóż na piersiach; modlitwą świętą i głęboką oddałam się w opiekę Stwórcy i czekałam.

V.
Artykuły 354, 355 i 356.

— Noc zeszła spokojnie, mówiła dalej Mina. Byłam tak złamana wszystkiemi temi wstrząśnieniami, że mimo niepokoju usnęłam. Prawda, że co pięć minut budziłam się ze drżeniem. Nadszedł dzień a z nim osłabienie zwykle następujące po nocy spędzonej nie w łóżku. Ogień dogasał: dołożyłam drew i rozgrzałam się nareszcie. Okna moje wychodziły na wschód, ale tego dnia słońce jakoś nie chciało się pokazać: ściągnęłam firanki. Widok roztaczał się na łąkę; pośrodku, otoczone trzcinami, drzemały wody sadzawki; dalej rozciągał się park, którego końca z powodu ugrupowania drzew, dostrzedz nie było można. Wszystko to: woda drzemiąca, trawa zżółkła, drzewa odarte z liści, prócz świerków, wszystko było bardzo melancholijne! Ale wołałam taką naturę: była ona przynajmniej w harmonji z usposobieniem mojego serca. Otworzyłam okno. Zdawało mi się, że drzwi się otwierają. Spojrzałam... był to hrabia. Odstąpiłam od okna i uchwyciłam się poręczy.
— „Słyszałem panią otwierającą okno, rzekł, i pewny będąc, że wstałaś, pozwoliłem sobie wejść.“
— Nie kładłam się wcale, jak pan widzisz, odpowiedziałam.
— „Szkoda. Jesteś tu pani tak bezpieczną, jak gdyby pod okiem matki.“
— Gdybym miała matkę, zapewne nie byłabym tu.