— Tak!... Kto panu to powiedział? zapytała Mina.
— Znaleźliśmy je porozrzucane po łóżku twojem i po ziemi.
— O! moje listy, moje drogie listy? rzekła Mina, co się z niemi stało?
— Bądź spokojna, zabrał je Justyn.
— O! jakżebym chciała je mieć, jak mi tu ich brak!
— Będziesz miała.
— Dziękuję, bracie, odrzekła Mina, ściskając rękę Salvatora. I mówiła dalej: Czytałam więc te kochane listy, kiedy uderzyła północ. Uważałam, że czas rozebrać się i pójść spać. Ale w tej samej chwili, gdym sobie czyniła tę uwagę, zdało mi się słyszeć kroki w korytarzu od schodów do ogrodu; pewną byłam, że Zuzanna powraca. Ktoś minął drzwi moje; odgłos kroków ucichł. Czy to ty, Zuzanno? zapytałam. Nikt nie odpowiedział. Zdawało mi się wtedy, jakby ktoś zasuwkę odmykał od drzwi ogrodowych, a drzwi te obróciły się na zawiasach. Nikt nigdy nie wchodził nocą do ogrodu, który był ponury, ogromny i wychodził na pustą uliczkę. Szeptanie kilku głosów doszło aż do mnie, podniosłam się na łóżku i nadstawiłam ucha cała drżąca, serce mi biło żywo... W tej chwili oczy moje zwróciły się na drzwi. Miałam krok tylko, ażeby obrócić klucz w zamku i przeciągnąć zasuwkę, i już wystawiłam nogę z pod kołdry. Zdawało mi się, że zewnątrz ręka jakaś szuka klamki od moich drzwi. Rzuciłam się na nie, ale w chwili gdym miała pchnąć zasuwkę, drzwi otwarły się nagle rękę mą odrzucając, a w cieniu korytarza ujrzałam dwóch ludzi zamaskowanych. Nieco dalej za niemi, niby widmo jakieś, spostrzegłam przesuwającą się kobietę. Krzyknęłam raz tylko. Uczułam się pochwyconą wpół, ręka czyjaś przycisnęła mi usta. Usłyszałam zamknięcie drzwi za sobą z wewnątrz i zaciąganie zasuwki, potem, zamiast ręki, chustkę położono mi na ustach i mocno ściśnięto, że nie mogłam oddychać... Zmówiłam pacierz, sądziłam, że umrę.
— Biedne dziecię! wyrzekł Salvator.
— Biłam rękoma w powietrzu, ale schwyciła je dłoń silna, sprowadziła za plecy i związała chustką. Od samego początku, czy to przypadkiem, czy z umysłu, świeca zgasła. Posłyszałam, jak ściągano firanki i otwierano okno. Uczucie chłodu przejęło mnie; mrok mojego pokoju roz-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/844
Wygląd
Ta strona została przepisana.