Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/820

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy domyślasz się, gdzie idziemy, Brezylu? zapytał Salvator.
Pies warknął.
— Tak, domyślasz się. Czy znajdziemy to, czego szukamy Brezylu?
Brezyl warknął znowu.
— Więc poprowadzisz mnie?
Za całą odpowiedź pies skierował się ku drzwiom, stanął na tylnych łapach i zaczął drapać. Gdyby był powiedział do Salvatora: „Idź za mną,“ słowa te nie byłyby wyrazistszemi.
— Widzisz, rzekł Salvator do Fragoli, Brezyl czeka tylko na mnie. Do jutra rana, kochanko moja. Spełnij swe posłannictwo pocieszycielki. Ja może spełnię swój obowiązek mściciela.
Na te ostatnie słowa Fragola powtórnie zbladła, ale Salvator obawę jej poczuł tylko po czulszym uścisku.
W chwili, gdy wychodził na ulicę, siódma biła na kościele Notre-Dame.
Salvator skierował się na most św. Michała, Brezyl szedł dumnie o dwadzieścia kroków przed nim.
Na placu Sprawiedliwości stała kareta do najęcia, odchodząca do Viry, którą dobrze znał Salvator, a konduktor jej dobrze znał Salvatora. Zatem umowa o cenę stanęła niebawem: za sumę pięciu franków Salvator miał prawo rozporządzać przez całą noc karetą na rzecz swoją i swojego psa.
Po skończeniu układu, Salvator dał znak Rolandowi, który bez ceremonji, jednym skokiem rzucił się w karetę i jak przystało na psa dobrze wychowanego, wyciągnął się natychmiast na ławeczce. Salvator wszedł za nim, oparł się w kąciku, wyciągnął nogi, ustawił jak mógł najlepiej strzelbę i po tem wszystkiem dał znak konduktorowi, mówiąc:
— Kiedy zechcesz, w drogę.
Ale nie dość było na tem, ażeby konduktor chciał: do woli konduktora trzeba było dodać wolę konia.
Owóż, nigdy na świecie koń nie był mniej usposobionym do uległości wezwaniom konduktora, jak ta ostrokoścista szkapa, której posłannictwem było zaprowadzić Salvatora na poszukiwania tajemniczej zbrodni, której wskazówkę stanowiło poznanie się Róży z Brezylem.