Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/818

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że gdybym jej opowiedziała historję prawie tak smutną jak jej, smutniejszą nawet w początkach, a która jednak zakończyła się wielką radością, toby ją pocieszyło.
— A jakąż to historję chciałabyś opowiedzieć swej biednej przyjaciółce, moja dobra Fragolo.
— Moją.
— Opowiedz, moje dziecię, rzekł Salvator, a podczas opowiadania aniołowie słuchać was będą.
— Dziękuję!
— A gdzie mieszka Karmelita?
— Na ulicy Tournon.
— Co ona będzie robić, nieszczęsna?
— Wiesz, że ma głos wspaniały.
— Więc cóż?
— Ona powiada, że jedna tylko rzecz może jeżeli nie pocieszyć ją, to przynajmniej ulżyć jej ciężaru życia.
— Tak, ona chce śpiewać; ma słuszność. Ze złamanych to serc wychodzą najwznioślejsze tony. Powiedz, że dam jej nauczyciela, Fragolo. Wiem jakiego człowieka jej potrzeba i mam go pod ręką.
— O! ty jesteś jak ten Fortunatus, którego legendę raz mi opowiadałeś, co miał sakiewkę, z której jedne po drugich wydobywał przedmioty jakich pragnął.
— Więc zapragnij czego, Fragolo.
— O! ty wiesz, że pragnę tylko miłości twojej.
— A ponieważ masz ją całą...
— Przeto pragnę jednej tylko rzeczy: zachować ją.
I, przypomniawszy sobie, że Salvator kazał jej się spieszyć, uściskała go po raz ostatni i weszła do kuchni, gdy on tymczasem wszedł do sypialni.
W dziesięć minut oboje wrócili do jadalni, Fragola nakryła stół, Salvator przywdział zupełny strój myśliwski.
Fragola patrzyła na Salvatora z podziwieniem.
— Idziesz na polowanie? zapytała.
— Tak.
— Mnie się zdawało, że już polowanie zamknięte.
— Rzeczywiście, ale ja idę na polowanie otwarte w każdym czasie, na polowanie prawdy.
— Salvatorze, rzekła Fragola lekko blednąc, gdybym nie uważała za grzech ze strony Opatrzności, iżby ci się miało zdarzyć nieszczęście, nie miałabym spokoju, patrząc na szczególne życie, jakie prowadzisz.