Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/807

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdzie w głębi jam
Płomieniem wrą opoki,
A z wierzchu skał
W kaskadach grzmią potoki?
Znasz-li ten kraj?...
Ah! tu, o! moja miła!
Tu byłby raj
Gdybyś ty ze mną była!

Przy ostatnim wierszu Justyn westchnął, Róża otarła łzę, a Petrus wyciągnął rękę do Jana Roberta.
— O! daj mi tę pieśń natychmiast, zawołał Justyn, zdaje mi się, że podłożę pod nią dobrą muzykę.
— I nauczysz mnie jej śpiewać, dobrze? rzekła Róża.
— I owszem.
Petrus miał także coś powiedzieć, kiedy zastukano do drzwi trzy razy w pewnych odstępach.
— A! rzekł Petrus blednąc, to Salvator. Potem, głosem któremu usiłował nadać spokój: Proszę, rzekł.
Usłyszano głos Salvatora, który mówił:
— Leżeć tu, Roland! Drzwi się otworzyły i Salvator wszedł w ubraniu posłańca.
Roland położył się na słomiance za drzwiami.

XIII.
Schadzka.

Salvator podchodził zwolna, a w miarę jego zbliżania, Petrus powstawał jakby mimowoli.
— I cóż, po wszystkiemv zapytał.
— Tak, odpowiedział Salvator.
Petrus się zachwiał.
Salvator podbiegł, jakby chcąc go podtrzymać; Petrus, spostrzegł to i chciał się uśmiechnąć.
— Daj pokój; wiedziałem, że to nastąpi, rzekł.
I raz jeszcze przesunął po wilgotnem czole batystową chustkę.
— Mam ci coś do powiedzenia, mówił dalej Salvator głosem cichym.
— Mnie? zapytał Petrus.